czwartek, 27 maja 2010

Rok

...rok temu dowiedzilam sie, ze jestem chora...dokladnie pamietam tamta jazde do szpitala i naiwna wiare, ze lekarz koniecznie osobiscie chce mi przekazac rezultaty biopsji......i ze one "musza" byc dobre...bo co ja zrobie jak nie beda? :)
...wczoraj ogladalam zrobione przed operacja (na pamiatke:( zdjecia mojego juz nieistniejacego biustu...smutno mi sie zrobilo i to nie daltego, ze juz go nie ma...tylko dlatego, ze nie pamietam jak wygladal....zapomnialam, zapomnialam jak wygladaly moje piersi...jak zapomnialam fryzure z Sylwestra 1992:(

1 komentarz:

  1. Ciesze sie ze znalazłam Twojego bloga.Ja tez przeszłam mastektomie(17lat temu)i jestem dowodem ze udaje sie zyc dalej,a jak!?...zalezy od nas samych.Przeszłam dosłownie to co Ty,przed operacja i po..guz był wielkości śliwki węgierki.
    Przyjazne otoczenie i optymistyczne własne nastawienie jest pełnym sukcesem normalnego zycia.Tego zycze Tobie i Wszystkim AMAZONKOM ,które odwiedzaja Twojego bloga.Ja tez bede tu czestym gościem.Pozdrawiam serdecznie i przyjaznie....

    OdpowiedzUsuń